22 czerwca 2020 r. z dużym smutkiem i niedowierzaniem przyjęłam informację o śmierci Turasa, z którym współpracowałam w latach 2010-2020. Marcin Turski to sześciokrotny mistrz Polski w rajdach i wyścigach samochodowych oraz jeden z najskuteczniejszych szkoleniowców w Polsce. Niestety, od ponad dwóch lat zmagał się z nowotworem.
Czego nauczył mnie przez 10 lat znajomości?
1. Błędy to najlepszy sposób nauki
Żeby robić coś dobrze – najpierw trzeba na własnej skórze przekonać się, że robi się to źle. Z tej zasady Marcin korzystał podczas szkolenia kierowców. Mam wrażenie, że korzystał też z niej w życiu. Wiedział, że jest wiele metod osiągnięcia obranego celu. Wiedział, że czasem warto cofnąć się o jeden krok, żeby zrobić dwa kroki do przodu.
2. Za dobrym wynikiem zawsze stoi ciężka praca
Za wynikami sportowymi Turasa, jego szkoleniami i eventami zawsze stało perfekcyjne przygotowanie. Marcin miał wyśrubowane standardy i każde potencjalne niedociągnięcie było dla niego „strzałem w potylicę”. Wiedział też, że warto uczyć się od najlepszych – inspiracji i metod szkoleniowych poszukiwał m.in. w Skandynawii i w Wielkiej Brytanii.
Kiedy startowałem w rajdach, psychologia sportu jeszcze raczkowała. W sportach motorowych byłem jednym z pionierów, którzy zdecydowali się na współpracę z psychologiem. Praca była systematyczna, trwała przez cały rok, żeby mogła być skuteczna i realnie przekładać się na wyniki. Zawierała zarówno elementy psychoanalizy, jak i relaksacji oraz pracy z napięciem mięśni – uczono mnie aktywnych metod wyciszenia i długofalowego utrzymywania koncentracji. Z pewnością „praca nad głową” uświadomiła mi wiele mechanizmów, nauczyła relaksacji i szybkiej regeneracji.
Marcin Turski, fragment poradnika „Niezbędnik uważnego kierowcy”
3. Nie ma rzeczy niemożliwych
Niespełna 2 metry wzrostu i początek rajdowej kariery w Cinquecento? Bardzo proszę. Własny wymarzony ośrodek szkoleniowy po ukończeniu kariery sportowej? Let’s Drive! Ambitna współrealizacja Toru Modlin? Tak, Marcin konsekwentnie tworzył swoją rzeczywistość i zachęcał nas do tego samego.
4. Można tworzyć językową rzeczywistość
Pomimo nieznośnego zamiłowania do „mocnych przecinków”, Marcin był jedną z najbardziej kreatywnych i ekspresyjnych werbalnie osób, jakie poznałam. Tworzył absolutnie unikatowe językowe konstrukcje, będące ekspresją jego unikatowego sposobu myślenia i poczucia humoru. Do tej pory niemal każdego dnia zdarza mi się „zaprzynieść coś drogą spaceru”.
5. Życie jest po to, żeby dobrze się bawić
Trudno Turasowi odmówić umiejętności dobrej zabawy. I choć zapewne nie wszystkie jej formy przysłużyły się ostatecznie jego zdrowiu, warto pamiętać o jego zamiłowaniu do sportu – nie tylko rozmaitych sportów motorowych, ale także wodnych i zimowych. Turas był jedną z tych osób, dla których realizowanie swoich pasji jest na porządku dziennym.
6. Gaz trzeba cisnąć do końca
Turas był fabrycznie ustawiony na rozwój i walkę do samego końca. W konfrontacji z chorobą nie tracił wiary i szukał rozmaitych sposobów pokonania raka. O jego planach na przyszłość rozprawialiśmy jeszcze w kwietniu tego roku.
Wiesz, o czym masz myśleć w trakcie rolki? Trzymaj gaz i kombinuj w locie, jak wrócić na „czarne”.
Turas
7. Warto żyć (i umierać) po swojemu
Marcin nie był przesadnie kompromisowy i nieraz narobił zamieszania wokół swojej osoby. Podobnie nabroił swoją śmiercią na odległej wyspie (Dżizas, Turas!!!). Pomimo ogromnego smutku i – jednak – zaskoczenia, czuję też wdzięczność, że odszedł od nas w raju na ziemi, zamiast np. na smutnej ursynowskiej onkologii. Mam nadzieję, że również to zrobił po swojemu.
Zróbmy to dla Marcina – korzystajmy z życia, intensywnie się rozwijajmy, dobrze bawmy… tylko jednocześnie dbajmy o swoje zdrowie. Zawczasu!